Nie trzeba długo szukać, żeby się dowiedzieć, że Cadillac Escalade nie był zupełnie nowym produktem w gamie koncernu, wchodząc na rynek w 1999. Jak zdecydowana większość współczesnych aut, bazował na samochodzie, który już istniał – produkcie od GMC, Yukonie Denali.
Nowe dzieło Cadillaca nie stanowiło więc nowej, przełomowej karty w dziejach marki. Wręcz przeciwnie, było zaledwie jej uzupełnienie.
Będąc wozem na wskroś amerykańskim, Escalade nie wyróżniał się z tłumu – był potężnym VAN-em, zakrawającym zresztą o miano SUV-a, wyposażanym w mocne jednostki benzynowe, które łączono z przekładniami automatycznymi. Z zewnątrz prezentował się tak, jak większość samochodów zza oceanu produkowanych w dekadzie lat dziewięćdziesiątych – już na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie ciężkiego, „odrobinę” topornego. W środku, cóż… Niejednego laika mógłby zwieść za sprawą powszechnie stosownej skórzanej tapicerki i tenże laik stwierdziłby zapewne, że swą klasą Escalade co najmniej z a h a c z a ł o segment premium. Nic bardziej mylnego. Przynajmniej nie w przypadku najuboższych wersji wyposażeniowych.
Z pewnością jednak najwytrwalsi obserwatorzy amerykańskiego rynku motoryzacyjnego zauważają tamtejsze tendencje – odtąd coraz trudniej będzie o „twardy, ale niezniszczalny” samochód zza oceanu. Nawet słynące ze swej dzielności jeepy z roku na rok zyskują na urodzie. Ta rewolucja nie omija Cadillaca.
Proszę tylko spojrzeć, portal Carscoops opublikował wizualizacje wnętrza Escalade’a, który wejdzie na rynek nie w 2014, lecz w 2015. Jedynym podobieństwem do „starego cadillaca” jest dźwignia zmiany przełożeń, wciąż montowana obok kierownicy.